Strona główna
Prawda o przewrocie majowym 1926 - red. Marek Gizmajer, KSD [dla Kurier.plus, w NY]
PRAWDA O PRZEWROCIE MAJOWYM 1926
Naród bez pamięci traci tożsamość, bez bohaterów traci wzorce. To dlatego filarem historycznej propagandy PRL było wypaczanie pamięci o wielkich postaciach XX-lecia międzywojennego, Polskiego Państwa Podziemnego czy powstania antykomunistycznego lat 50-tych. Ich przeinaczone wizerunki wpajano dwóm pokoleniom tak skutecznie, że dziś wiele osób, nawet wykształconych i dobrej woli, bezwiednie powiela komunistyczne kłamstwa.
Historiografia Józefa Piłsudskiego to jeden z bardziej jaskrawych przykładów. Przez pół wieku na zmianę oczerniany i wyśmiewany, prawdziwie opisywany tylko na Zachodzie i w drugim obiegu, Marszałek dopiero po 1989 roku zaczął odzyskiwać należne mu miejsce w świadomości Polaków. Maj to dobra okazja aby odkłamać jeden z głośniejszych epizodów jego działalności, a mianowicie przewrót majowy z 1926 roku, przez kilkadziesiąt lat przezywany zamachem stanu, zrównywany z przewrotami faszystowskimi, w najlepszym razie dyktatorskimi. W ostatnich latach prawdę o tym wydarzeniu przedstawiał przede wszystkim prof. Władysław Jędrzejewicz (1893-1993), dyrektor nowojorskiego Instytutu Piłsudskiego i autor 4-tomowego „Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego”, które w Polsce ukazało się dopiero w 2007 roku w wydawnictwie LTW.
W latach 20-tych Polska z trudem podnosząca się po rozbiorach i pierwszej wojnie światowej boleśnie odczuwała światowy kryzys potęgowany przez wewnętrzne zawirowania polityczne i wrogość sąsiadów. W 1922 roku sympatyk Narodowej Demokracji zamordował prezydenta Narutowicza, zaś Niemcy i Rosja bolszewicka zawarły traktat w Rapallo stwarzający zagrożenie polityczne i militarne. W Polsce rządy zmieniały się często, działała sowiecka agentura, w Sejmie dominowały walki partyjne, wybuchały afery. W 1926 roku inflacja osiągnęła 50%, panowało bezrobocie, dochodziło do krwawych rozruchów. Polska słabła i pogrążała się w chaosie, a prezydent Wojciechowski otoczony politycznymi awanturnikami nie był w stanie opanować sytuacji.
Po zamachu na Narutowicza zniechęcony Piłsudski wycofał się z życia politycznego do Sulejówka i nie zajmował żadnych stanowisk, choć wypowiadał się w sprawach publicznych. 10 maja 1926 do władzy ponownie doszły ugrupowania odpowiedzialne za destabilizację kraju i śmierć prezydenta, szefem rządu został Wincenty Witos. Politycy związani z Narodową Demokracją zwalczali i prowokowali Piłsudskiego. 11 maja władze skonfiskowały gazetę, której udzielił wywiadu. W Warszawiedoszło do manifestacji w jego obronie. Ostatecznie zachęcany przez środowiska niepodległościowe i legionowe postanowił wesprzeć prezydenta w zapanowaniu nad chaosem państwa. 12 maja wyjechał na rozmowy do stolicy. Na rozkaz gen. Orlicz-Dreszera towarzyszyło mu 380 ułanów z 7 pułku aby wzmocnić siłę nacisku na rząd i zamanifestować poparcie wojska.
Jak podaje prof. Włodzimierz Suleja z IPN we Wrocławiu, w zachowanych do dziś dokumentach źródłowych i innych materiałach historycznych nie ma najmniejszych śladów planowania zamachu przez Marszałka. Jego działanie było ostentacyjnie jawne, pozbawione elementu zaskoczenia, niezbyt skoordynowane, a nawet improwizowane. Ułańska eskorta miała charakter reprezentacyjny i nie była przygotowana do działańmilitarnych. Aleksandra Piłsudska wspominała, że mąż obiecał wrócić do domu na obiad tego samego dnia po zakończeniu rozmów.
Jednak rząd, politycy i skupieni wokół nich oficerowie postanowili wykorzystać okazję do rozprawienia się z nielubianym wodzem i w pośpiechu wysłali przeciw niemu oddziały bojowe. Z archiwaliów wynika, że gotowi byli użyć siły nawet bez wdawania się w dyskusje. Pozostający pod ich wpływem prezydent Wojciechowski w słynnym spotkaniu na moście Poniatowskiego ok. godz. 16:00 potraktował Piłsudskiego arogancko i odrzucił propozycję dialogu. Około godziny 18:00 strona rządowa pierwsza zaczęła strzelać.
Marszałek był zaskoczony, ale nie uległ presji i podjął rękawicę. Zdając sobie sprawę z bezsensu bratobójczej walki kilka razy wzywał do zawieszenia broni. Jednak Wojciechowski uporczywie je odrzucał, zaś podlegający mu wojskowi nastawali na rozwiązanie siłowe, a nawet wydali rozkaz bombardowania obiektów cywilnych. Ku stolicy zaczęły napływać oddziały obu stron. W rekordowym tempie u boku Piłsudskiego stawił się 13 pułk piechoty z Pułtuska, w ciągu jednego dnia przebywając 60-kilometrową trasę w pełnym rynsztunku. Znamienne, że ludność Warszawy masowo popierała swojego „Dziadka”. 13 maja Piłsudski zdobył Belweder, a członkowie rządu uciekli do Wilanowa, gdzie snuli jeszcze plany wyjazdu do Poznania i wzniecenia wojny domowej. Ostatecznie przed godz. 18:00 rząd z prezydentem podali się do dymisji, strzały umilkły. Zginęło 215 żołnierzy i 164 cywili, rannych zostało 920 osób.
17 maja odbył się wspólny pogrzeb żołnierzy obu stron. Piłsudski wydał pojednawczą odezwę do całego wojska. Nie szukał winnych, żadnych żołnierzy nie ukarał, wszystkich wezwał do wspólnej pracy dla ojczyzny. Później walczących po stronie przeciwnej, do których należał np. Władysław Anders, traktował i awansował tak samo jak swoich sprzymierzeńców. Od Papieża Piusa XI otrzymał błogosławieństwo. Został też wybrany na prezydenta, ale wbrew powszechnej presji nie przyjął stanowiska, zostając jedynie ministrem spraw wojskowych. Wypadki majowe odczuł jako wielki dramat. Jego żona wspominała: „postarzał się o 10 lat. Te trzy dni wycisnęły na nim bezlitosne piętno do końca życia.”
Reasumując, propaganda wroga Piłsudskiemu po prostu przechrzciła nieudaną rządową prowokację na zamach stanu, bo przecież przyszło „wojsko Piłsudskiego”, była strzelanina, zwycięzcy przejęli władzę… W rzeczywistości Marszałek chciał ratować kraj i rozpocząć reformy, ale został zaatakowany i wciągnięty w konflikt bez możliwości pertraktacji. Nie on otworzył ogień. Zwyciężył, bo był doświadczonym dowódcą frontowym i wygrywał nie takie wojny. Przelew krwi sprowokowali politycy gotowi dla władzy i partyjnych interesów wszcząć nawet wojnę domową w sytuacji zagrożenia zewnętrznego. W propagandzie endeckiej i PRL-owskiej głoszono, że mieli do tego prawo, bo stanowili legalną władzę w odróżnieniu od „zwykłego obywatela” Józefa Piłsudskiego paradującego nielegalnie z kawaleryjską asystą.
Jak widać, historia nie zawsze jest tak prosta, jak nam się wydaje. Jako ciekawostkę można dodać, że Marszałek zmarł dokładnie w rocznicę przewrotu, 12 maja 1935 roku. Podobna zbieżność miała miejsce w życiu Władysława Andersa, który 12 maja 1944 roku rozpoczął zwycięski szturm na Monte Cassino, a zmarł 12 maja 1970 r. Prawda o naszych bohaterach jest nie tylko ciekawa, ale i pełna niespodzianek.
Kto z was jest bez grzechu - komentarz do filmu T. Sekielskiego - red. Marek Gizmajer, KSD [dla prasy polonijnej w NY]
KTO Z WAS JEST BEZ GRZECHU
Komentarz do filmu Tomasza Sekielskiego „Tylko nie mów nikomu”
Reportaż Tomasza Sekielskiego „Tylko nie mów nikomu” poświęcony kilku przypadkom pedofilii wśród polskich księży, którego premiera miała miejsce 11 maja, wywołał burzę publicystyki i emocji. Pedofilia jest zjawiskiem strasznym i raniącym ofiary na długo. W naszej kulturze nie podlega to dyskusji. Co więcej, rany zadane przez osoby konsekrowane bywają bardziej bolesne niż zadane przez świeckich i to nie tylko w sferach seksualnych. Truizmem jest też stwierdzenie, że osoby konsekrowane nie popełniają grzechów. Są ludźmi. Nawet Papież się spowiada. Św. Faustyna Kowalska już ponad osiemdziesiąt lat temu zapisała w „Dzienniczku” swoją wizję biczowania Jezusa przez "kapłanów, zakonników i zakonnice, i najwyższych dostojników Kościoła”. W innej wizji ujrzała zakonnice idące wprost do piekła.
Napiętnowanie takiego czy innego aspektu życia konsekrowanego nie jest więc niczym nowym ani oryginalnym. Istotne są motywy napiętnowania. Siostra Faustyna nie ucieka od bolesnych zagadnień, ale głosi miłosierdzie, pragnie zbawienia ludzi i jest gotowa za nich cierpieć. Jej „Dzienniczek” ma moc nawracania. A motywy pana Sekielskiego? Pokazane w filmie ludzkie tragedie już w zwiastunie są płynnie poprzeplatane wizerunkami sztuki sakralnej, hierarchów, Pierwszej Komunii, Matki Bożej, Ojca Świętego. Kilka przypadków tragicznych nadużyć ma najwyraźniej obrazować kondycję całego Kościoła. Czy to nawróci niewierzących? Czy same ofiary czują się po premierze szczęśliwsze i usatysfakcjonowane? Po owocach poznacie.
Historia atakowania Kościoła Katolickiego przez pokazywanie jego autentycznych lub zmyślonych win jest długa jak samo chrześcijaństwo. Już Jezusa i apostołów uczeni w piśmie krytykowali za politykę, łamanie prawa, kontakty z grzesznikami i cudzołożnicami. W następnych wiekach Kościół był atakowany dosłownie za wszystko przez anglikanów, luteranów, komunardów, carat, bolszewików, nazistów, komunistów i nową lewicę. W PRL księży i biskupów skazywano na śmierć i więzienie za „szpiegostwo” na rzecz USA i Niemiec. Bł. Księdza Jerzego Popiełuszkę zgładzono za „politykę”, „mowę nienawiści”, a nawet „terroryzm” Prymasa Stefana Wyszyńskiego próbowano uwikłać w „skandale obyczajowe”. Ostatnich księży mordowano jeszcze podczas obrad Okrągłego Stołu.
Ostatnio jak widać modne jest napiętnowanie księży właśnie za pedofilię. Nie ulega wątpliwości, że inspiratorami tej mody są wilki w owczej skórze, które w rzekomej trosce o nasze zbawienie wykorzystują jednostkowe tragiczne nadużycia do niszczenia Kościoła. Kilka miesięcy temu wszedł na ekrany skandalizujący „Kler” również traktujący m.in. o pedofilii, teraz pojawiło się dzieło Tomasza Sekielskiego, będą pewnie następne. Czy są to dzieła obiektywne? W filmie „Tylko nie mów nikomu” zabrakło informacji o tym, że wszyscy pokazani księża byli tajnymi współpracownikami Służby Bezpieczeństwa, co autor przyznał dopiero w wywiadzie dla Onetu. Albo informacji o tym, że SB umieszczała swoich ludzi już w seminariach duchownych żeby później niszczyć Kościół od środka. Albo że w Polsce jest dziś ponad 30 tysięcy księży, a w minionych dekadach było łącznie więcej. Albo że podczas niemieckiej okupacji dziesiątki księży narażały życie dla ratowania Żydów, w tym dzieci. Albo że w obozie Dachau w piekielnych warunkach zamęczono blisko 3000 kapłanów. I tak dalej. Statystyki nie kłamią i nie wymagają interpretacji.
Gdyby panu Sekielskiemu zależało na ofiarach, nakręciłby film o nich, a nie o Kościele. Zastanawiające jest też to, że jego dzieło ukazało się kilka tygodni po premierze filmu „Miłość i miłosierdzie” Michała Kondrata opowiadającego o św. Faustynie Kowalskiej, który jakoś nie miał tak gigantycznego nagłośnienia. Przypadek? A może przypadkiem jest też to, że premiera filmu o pedofilii miała miejsce akurat w czasie obraźliwych ataków na kult maryjny w przeddzień wyborów do Parlamentu Europejskiego? Już zaborcy dobrze wiedzieli, że zniszczenie Polskę trzeba zaczynać od zniszczenia Kościoła.
A jeśli już idzie o zainteresowanie dokumentalistów pedofilią to rodzi się pytanie, czy przypadkiem nie istnieje ona na znacznie poważniejszą skalę w innych środowiskach, np. rodzin patologicznych, artystów, filmowców, polityków, celebrytów, nauczycieli, pediatrów, domów dziecka albo poprawczych, LGBT, czy jakichkolwiek innych. Może w tych środowiskach nadużycia seksualne są zbyt nudne na scenariusz? A co ze Światową Organizacją Zdrowia WHO, która ostatnio zaleca seksualizację dzieci w państwowych placówkach oświaty? Czy instruktarze dewiacji, które zdaniem WHO powinny być wprowadzane przez edukatorów w postępowej szkole, to pedofilia, czy nie? Akurat tak się składa, że seksualizacja dzieci jest promowana przez te same lewicowe ośrodki, które atakują Kościół. Złodziej krzyczy „łapaj złodzieja”. Cóż mu odpowiedzieć? Chyba tylko to, co Jezus odpowiedział ówczesnym moralistom w sprawie jawnogrzesznicy – kto z was jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień. Szanowni panowie reżyserowie.
Marek Gizmajer
Wiceprezes Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy (Warszawa)
list otwarty prof. Janusza Kaweckiego, KRRiTv do I Prezes SN Małgorzaty Gersdorf i do Prokuratora Generalnego, Min. Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro
List otwarty
do Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf
oraz
do Prokuratora Generalnego, Ministra Sprawiedliwości
Zbigniewa Ziobro
W dniu 3 maja 2019 roku w Toruniu przed siedzibą Radia |Maryja odbyła się hucpa kilkudziesięciu osób pod nazwą: "Na drugi koniec Tęczy z Ojcem Tadeuszem. Chryja 2." Zorganizowały ją środowiska lewackie (wśród nich występujące pod nazwą: Toruński Strajk Kobiet) z flagami LGBT. Zebrani przebierańcy szydzili z katolickich wartości i symboli, znieważali Ojca Tadeusza Rydzyka, dyrektora Radia Maryja, kapłana i duszpasterza, wielce zasłuzonego w budowaniu ładu moralnego w Polsce.
Podobną, bezczelną prowokację zorganizowało to samo środowisko w ubiegłym roku. Wówczas Poseł Anna Sobecka zgłosiła to do Prokuratury w Toruniu, która bada sprawę juz od roku. Z powodu tego zgłoszenia Pani Poseł została w tegorocznej hucpie równiez poddana bezczelnemu znieważeniu.
Przed zorganizowaniem tegorocznej prowokacji organizatorzy nie uzyskali zgody Prezydenta Torunia oraz Wojewody Kujawsko-Pomorskiego. Pomimo tego oraz wiedzy o przebiegu ubiegłorocznej hucpy Sąd Okręgowy w Toruniu uchylił obydwie decyzje władz (samorządowej i wykonawczej) i tym samym kolejny raz zezwolił na szydzenie z katolickich wartości i symboli, bezczelne naruszanie godnosci Kapłana. Łatwo zauważyć, że celem głównym tego typu prowokacji było uderzenie w godność Kapłana. Ta zaś jest (por. art. 30 Konstytucji RP) nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych. Nie muszę tu chyba przypominać, że Konstytucja RP wywowdzi nasze prawa z trzech fundamentalnych wartości: godności, wolnosci i równosci. Godność jest z tych najważniejsza. Przysługuje każdemu, ale naruszenie jej wobec Kapłana powoduje, iż uderza to w wypełnianie przez Kapłana posługi duszpasterskiej. Uderza tym samym we wszystkich, którzy z tej posługi korzystają. Również we mnie!
Dlatego niniejszym listem występuję do Ministra Sprawiedliwości, Prokuratora Generalnego aby objął swoim osobistym nadzorem prowadzoną przez Prokuraturę w Toruniu sprawę zgłoszeną przez Poseł Annę Sobecką a dotyczącą prowokacji zorganizowanej przed siedzibą Radia Maryja w obiegłym roku i spowodował uwzględnienie w tym badaniu również hucpy tegorocznej.
Dlatego też występuję do Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego, aby w ramach swego nadzoru przypomniała sędziom, w szczególnosci zaś sędziom Sądu Okręgowego w Toruniu, iż ferując wyroki w sprawach podobnych do tu opisanej powinni uwzględniać również wiedzę o zachowaniach wnioskodawców w przeszłosci, aby nie doprowadzać do prowokacji stanowiących kolejne naruszanie prawa.
Z zestawienia kolejnych decyzji podejmowanych w opisanej tu sprawie widać wyraźnie, że władza samorządowa i wykonawcza uwzględniały w swoich postanowieniach zachowania organizatorów hucpy w przeszłosci. Władza sądownicza zaś albo z potrzeby takiego uwzględnienia jeszcze nie zdaje sobie sprawy, albo zezwalając decyduje się na kolejną prowokację. Wydaje się więc, że potrzebne jest przypomnienie o tym ze strony Sądu Najwyższego.
Z nadzieją, że niniejsze wystapienie zostanie właściwie odczytane pozostaję z wyrazami należnego poważania
prof. Janusz |Kawecki
członek Krajoiwej Rady Radiofonii i Telewizji
Kraków, dnia 4 maja 2019 roku
e-mail z KGP do KSD, 8.05.2019
KSD otrzymało niniejsze podziękowania od Rzecznika Komendy Głównej Policji - [8.05.2019]
Bardzo dziękuję za wsparcie i zrozumienie,
pozdrawiam serdecznie,
insp. Mariusz Ciarka
Rzecznik Prasowy
Komendanta Głównego Policji
www.policja.pl
www.facebook.com./PolicjaPL
twitter.com/PolskaPolicja
CZYNNOŚCI POLICJI W ZWIĄZKU Z OBRAZĄ UCZUĆ RELIGIJNYCH
CZYNNOŚCI POLICJI W ZWIĄZKU Z OBRAZĄ UCZUĆ RELIGIJNYCH
Policjanci w związku z zawiadomieniem o obrażaniu uczuć religijnych poprzez znieważenie publiczne i profanację obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej jak i wywieszanie go na koszach na śmieci oraz toaletach, prowadzą czynności określone przepisami prawa. Policja zobowiązana jest do reagowania na każde zawiadomienie, niezależnie od tego czy podejrzenie popełnienia przestępstwa dotyczy katolików czy wyznawców innej religii, a jej czynności skupiają się zawsze na zebraniu i zabezpieczeniu materiału dowodowego. O ewentualnej odpowiedzialności zawsze decyduje niezależny sąd.
27 kwietnia br. proboszcz jednej z płockich parafii złożył zawiadomienie, z którego wynikało, że w nocy z 26 na 27 kwietnia na terenie miasta rozklejone zostały materiały z przerobionym wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej. Naklejone były one m.in. na toaletach przenośnych oraz koszach na śmieci.
W związku z zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa obrazy uczuć religijnych przeprowadzono oględziny i zabezpieczono rozklejone materiały, a także przesłuchano świadków oraz zabezpieczono nagrania z monitoringu miejskiego.
W Komendzie Miejskiej Policji w Płocku zgodnie z art. 303 kodeksu postępowania karnego wszczęto dochodzenie w sprawie obrażania uczuć religijnych, co określone jest w art. 196 kk.
Art. 303 kodeksu postępowania karnego - przesłanki wszczęcia śledztwa
Jeżeli zachodzi uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa, wydaje się z urzędu lub na skutek zawiadomienia o przestępstwie postanowienie o wszczęciu śledztwa, w którym określa się czyn będący przedmiotem postępowania oraz jego kwalifikację prawną.
Art. 196 kodeksu karnego - Obrażanie uczuć religijnych
Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Policjanci po analizie zgromadzonego materiału ustalili dane osoby, która mogła mieć związek z tym przestępstwem. Jednak z dalszych ustaleń wynikało, że osoba ta przebywa poza granicami kraju. Bezzwłocznie po jej powrocie policjanci, na podstawie postanowienia prokuratora o zarządzeniu przeszukania, o godzinie 7:00 weszli do jej mieszkania w Warszawie. W trakcie przeszukania pomieszczeń oraz pojazdu należącego do kobiety ujawnili kilkadziesiąt przerobionych zdjęć z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej. W związku z tym, że istniało uzasadnione przypuszczenie, że kobieta popełniła to przestępstwo, zachodziła obawa, że będzie chciała pozbyć się pozostałych materiałów. 51-letnia kobieta została przewieziona do Komendy Miejskiej Policji w Płocku, aby wykonać dalsze czynności w tej sprawie.
Kobiecie przedstawiono zarzut obrażania uczuć religijnych, po czym po przesłuchaniu została zwolniona do domu.
Podkreślić należy, że policjanci wykonując czynności w tej sprawie realizowali swoje ustawowe obowiązki. Złożenie zawiadomienia o przestępstwie, tak jak to miało miejsce w tym przypadku, zobowiązuje funkcjonariuszy do podjęcia takich działań. Czas zatrzymania ograniczony był tylko do wykonania czynności procesowych, po których kobieta została zwolniona.
Nadmienić należy, że sprawa ta ma szerszy kontekst i wiąże się również z wcześniejszym zdarzeniem na terenie kościoła w Płocku, gdzie doszło do profanacji ołtarza oraz miejsca kultu religijnego.
Jeszcze raz podkreślamy, że Policja zachowałaby się tak samo w przypadku zawiadomienia o przestępstwie dotyczącego obrażania uczuć religijnych wyznawców każdej innej religii. Przykładem takich działań policjantów była szybka reakcja na wydarzenia, które miały miejsce w Pruchniku czy w przypadku profanacji meczetu w 2014 r. Nie ma i nie będzie przyzwolenia na obrażanie w naszym kraju uczuć religijnych. Policja zawsze w takich przypadkach będzie podejmowała działania określone przepisami prawa.
nasz informatyk, admin portalu KSD potrzebuje wsparcia - 1 % dla Maćka Tomaszka
Drodzy nasi bliscy i znajomi
... ponieważ już już za rozpoczną się najważniejsze święta w roku więc najpierw życzenia:
żeby ten czas Triduum Wielkanocnego był dla Was odpoczynkiem od szalonego tempa tego świata i chwilą refleksji nad sensem cierpienia, śmierci i życia. Życzymy radości i dobrego czasu. Wesołych Świąt!
A Maciek ciągle rośnie i nadal jest rehabilitowany. Dlatego kolejny raz zwracamy się do Was o przekazanie 1% podatku na subkonto Maćka w Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”. Dziękujemy tym, którzy już przekazali, a tym którzy przekazali na inny cel też dziękujemy, bo 1% się nie zmarnuje :) Jeżeli ktoś robi rozliczenie na tytułową "ostatnią chwilę" zachęcamy...
Rocznie potrzebujemy ok. 20.000 zł na rehabilitację. W roku 2018 otrzymaliśmy 9548,00 zł w ramach 1%. Bardzo dziękujemy wszystkim, którzy podarowali nam swój 1% podatku.
Jeżeli chcecie przekazać swój 1% w tym roku, wystarczy w rozliczeniu rocznym PIT wpisać
KRS 0000037904
i dopisać cel szczegółowy 12741 Maciej Tomaszek,
a Urząd Skarbowy przekaże pieniądze na konto Fundacji, gdzie zostaną zaksięgowane na subkonto Maćka.
Poniżej podajemy też link do strony fundacyjnej Maćka, na której znajdują się wszystkie potrzebne informacje: numer konta, link do wpłaty darowizny online oraz link do programu, który pomoże rozliczyć PIT oraz dane do 1%.
Maciek na Facebooku
Zapraszamy na fanpage Maćka na FB. Staramy się tu umieszczać ciekawe i ważne informacje z życia Maćka.
"Zdążyć z pomocą"
Maciek jest podopiecznym fundacji "Zdążyć z pomocą". Dzięki niej może uczestniczyć w różnych zajęciach, a przede wszystkim dzięki darowiznom i 1% uzbierać pieniądze na rehabilitację, która towarzyszy mu niemal od 2006 roku.
art. z miesięcznika WPIS, Adam Sosnowskii - za wPolityce.pl : Watykan chce się pozbyć św.Jana Pawła II !!!
Adam Sosnowski: Watykan chce się pozbyć św. Jana Pawła II!
Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom. Ty zaś czuwaj we wszystkim, znoś trudy, wykonaj dzieło ewangelisty, spełnij swe posługiwanie! 2. List do Tymoteusza
W październiku zeszłego roku byłem w Rzymie, aby wziąć udział w uroczystościach z okazji 40-lecia pontyfikatu św. Jana Pawła II. Okazało się wówczas, że oprócz polskich inicjatyw takich uroczystości w Watykanie nie było. Powstał tekst, który zatytułowałem „Czy Rzym zapomniał o św. Janie Pawle II?” („Wpis” 10/2018). Pięć miesięcy później z przykrością należy stwierdzić, że Rzym nie tylko zapomniał o św. Janie Pawle II, ale jakby chce się go pozbyć.
Ze smutkiem piszę kolejne słowa, bo ukazują one wręcz patologiczną sytuację w instytucji najbliższej mojemu sercu, instytucji świętej, ale oczywiście składającej się z grzeszników, instytucji wreszcie, w której od wielu lat dzieje się coraz dziwniej. A wszystkie wrogie tendencje, które obecnie trawią Święty Kościół Rzymski, zdają się mieć jeden wspólny mianownik – wyrzucić dziedzictwo św. Jana Pawła II, a szerzej, porzucić bezkompromisowy stosunek do prawdy, który od czasów Chrystusowych był wyznacznikiem Kościoła.
Franciszek vs. Jan Paweł II
Bezpośrednim przyczynkiem do powstania tego artykułu są oczywiście nieszczęsne słowa papieża Franciszka wypowiedziane podczas konferencji prasowej w podróży powrotnej z Abu Dhabi z sugestią, że polski papież mógł kryć afery pedofilskie w Kościele. Nie zamierzam w tym miejscu rozwodzić się nad prawidłowością tych słów, ponieważ kard. Stanisław Dziwisz – który w przeciwieństwie do Franciszka rzeczywiście uczestniczył w tych rozmowach – już im zaprzeczył, a zainteresowani głębszą analizą mogą sobie przeczytać bardzo dobry artykuł Grzegorza Górnego opublikowany na portalu wpolityce.pl na ten temat.
Krótko podam tylko dwa argumenty. Po pierwsze, św. Jan Paweł II przeszedł proces kanonizacji, podczas którego życiorysy kandydatów są prześwietlane niezwykle dokładnie, starannie i bezwzględnie. Na jego temat uzbierano tysiące tomów dokumentacji i wypowiedzi świadków, wiemy, że zbadano również wątek pedofilii i homoseksualizmu w Kościele. Nie znaleziono niczego, co by obciążało papieża rodem z Wadowic. Nie protestował Benedykt XVI, który beatyfikował Jana Pawła II i wreszcie żadnego sprzeciwu nie zgłosił też papież Franciszek przed kanonizacją.
Po drugie, z bardzo dużą dozą ostrożności należy podchodzić do wszelkich anegdotek, które opowiada Franciszek, zwłaszcza podczas konferencji prasowych w samolocie albo szerzej jakichkolwiek jego wypowiedzi ad hoc, nieprzygotowanych wcześniej przez watykańskie dykasterie. Zazwyczaj właśnie wtedy padają słowa, które później należy tłumaczyć, bo ich niejasność pozwala na mnogość interpretacji.
Tak było, gdy papież na początku swojego pontyfikatu tłumaczył w samolocie, jakie ma podejście do kwestii homoseksualizmu, że kim on jest, aby oceniać. W czerwcu 2016 r. z kolei na pokładzie samolotu wracającego do Rzymu stwierdził, że Kościół katolicki powinien prosić gejów i lesbijki o przebaczenie w związku z rzekomą dyskryminacją. Dwa lata temu, wracając z Meksyku, papież Franciszek oznajmił wszem i wobec – znów na pokładzie samolotu – że papież Paweł VI pozwolił zakonnicom w Afryce na korzystanie z środków antykoncepcyjnych, aby w rejonach objętych rządami brutalnych wojsk, gdzie często dochodziło do gwałtów, uniknąć niechcianych ciąż. Już kilka dni później okazało się, że Paweł VI nigdy na coś takiego nie zezwolił, a opowiedziana przez Franciszka „anegdotka” jest tak zwaną miejską legendą.
Te „pomyłki” papieża są chętnie podchwytywane przez mniej lub bardziej lewicujące media głównego nurtu i szybko obiegają cały świat, rysując obraz postępowego Ojca Świętego. Jak jest z tym „postępem” naprawdę – tego nie wiadomo. Znajdą się bowiem również wypowiedzi Franciszka zgoła odmienne, zwłaszcza w kwestii aborcji w ostatnich kilkunastu miesiącach papież wypowiedział się jednoznacznie, potępiając ją jako morderstwo. Rzecz jasna, że te słowa nie znalazły już tak szerokiego echa medialnego.
Czyni to jednak trudnym do ocenienia, jak papież naprawdę myśli.
Pojawia się też pytanie, czy ta dwuznaczność nie jest celowa. Trudno bowiem inaczej zrozumieć niejasności wynikające z zagmatwanego tekstu „Amoris Laetitia” albo brak jakiejkolwiek refleksji po kolejnych tego typu wpadkach. Mawia się w polityce, że dwuznaczność jest ceną jednomyślności. W Kościele jednak na to nie może być miejsca. Jest to postawa konformistyczna, która pozwala być może na krótką metę uniknąć konfliktu, ale wymaga bardzo wysokiej ceny w postaci poświęcenia prawdy. Przestrzega nas przed tym sam Chrystus, gdy w Kazaniu na Górze mówi do zebranych uczniów: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5,37).
Staromodna prawda i nowoczesny relatywizm
Św. Jan Paweł II był bezwzględnym obrońcą prawdy i nigdy nie pozwalał sobie na tego typu dwuznaczności. Jest to fundamentalna oś sporu, który toczy się wokół dwóch przeciwstawnych koncepcji. Jedna głosi, że prawdą jest to, co jest. Druga z kolei uważa, że nie ma faktów, a są jedynie interpretacje.
Autorem pierwszej sentencji jest św. Tomasz z Akwinu, jeden z największych uczonych chrześcijańskich, na którego dorobku opierały się kolejne pokolenia katolickich myślicieli, aż do dziś. Autorem drugiej jest natomiast Fryderyk Nietzsche, który stwierdził, że Bóg umarł, a bez Boga nie ma dobra, piękna i prawdy, wszystko staje się względne.
Starcie prawdy z relatywizmem zatruwa umysły elit intelektualnych co najmniej od czasów Oświecenia, ale dopiero wraz z wzrastającą siłą mediów miało okazję dotrzeć również do szerokich mas. Do śmierci św. Jana Pawła II przynajmniej Kościół jednak rzeczywiście był opoką i autorytetem, niezłomnym strażnikiem niezmiennych wartości – wbrew coraz bardziej liberalnym uczelniom, mediom, politykom czy artystom. Gdziekolwiek na świecie się znalazłem, to wiedziałem, że wchodząc do świątyni katolickiej będę w domu. Uświadomiłem sobie ostatnio, że tego poczucia już nie mam; wiem, że tak nie powinno być. Ale będący na fali wznoszącej progresywny nurt wewnątrz Kościoła skutecznie je ze mnie wyprał. Sprawił, że nieraz czuję się obco we własnym K/kościele. Już św. Jan Paweł II podczas swojego pontyfikatu musiał przeciwstawiać się liberalnym tendencjom, które zaczynały wkradać się do Kościoła. Na niego spadł ciężar rozprawy ze spadkobiercami 1968 r., którzy od lat 70. ub. wieku rozpoczęli lewicowy marsz przez instytucje, w tym również przez Kościół. Nie jest to zatem problem nowy. Niemniej polski papież potrafił zareagować odpowiednio i jednoznacznie. Pozbawił prawa nauczania Hansa Künga, progresywnego duchownego, który był (i jest) bożyszczem niemieckojęzycznych liberałów, gdy ten podważył autorytet papieski. Zakazał wypowiedzi publicznych Leonardo Boffowi, duchownemu, który popadł w odmęty lewicowej teologii wyzwolenia. W liście apostolskim „Ordinatio sacerdotalis” Ojciec Święty Jan Paweł II bezwzględnie wykluczył kapłaństwo kobiet. W „Familiaris consortio” jednoznacznie odrzucił możliwość rozwodów i był w tym na tyle konsekwentny, że nie przyjmował w Watykanie rozwiedzionych polityków, gdy ci przybywali ze swoimi nowymi partnerkami. W 2002 r. prezydent Austrii Thomas Klestil musiał obejść się smakiem, bo papież wprost zabronił, aby rozwiedziony Klestil mógł pojawić się przed Ojcem Świętym ze swoją nową „żoną”. To było zaledwie 17 lat temu, a jednak przypuszczam, że dla wielu ta informacja może być dziś szokująca. Jan Paweł II był papieżem kochającym, a miłość, jak wiemy, nie szuka poklasku. I jak wobec tego skomentować wydarzenie z 24 marca 2017 r., kiedy papież Franciszek udzielił audiencji homoseksualnemu premierowi Luksemburga Xavierowi Bettelowi – i jego tak zwanemu mężowi?
Konkretne kroki wymierzone w św. Jana Pawła II
W polskiej (!) prasie katolickiej pojawia się czasami pojęcie tzw. dewojtylizacji Kościoła i choć razi mnie to słowo, to jednak fenomen przez nie reprezentowany jest prawdziwy. Po pontyfikacie Benedykta XVI Kościół katolicki na czele z Kurią Rzymską stopniowo stara się usunąć wpływy św. Jana Pawła II. Być może nie pierwszym w ogóle, ale pierwszym najbardziej widocznym znakiem tego procesu była kanonizacja polskiego papieża, która odbyła się 27 kwietnia 2014 r., a więc w 14. miesiącu pontyfikatu Franciszka. W realiach Kościoła 14 miesięcy jest okresem błyskawicznym, niemniej nowy papież z Buenos Aires szybko ogłosił, że wyniesienie na ołtarze jego polskiego poprzednika odbędzie się równocześnie z kanonizacją Jana XXIII. Aby tak się mogło stać, aby kanonizowano również drugiego papieża, Franciszek nagiął nawet niektóre procedury obowiązujące przy kanonizacjach, do czego będąc papieżem oczywiście miał prawo. Niemniej dodanie Jana XXIII odciągnęło uwagę od Jana Pawła II, szczególnie w przypadku Włochów, którzy ze zrozumiałych względów skupiali się na swoim rodaku. Sama homilia kanonizacyjna była zdawkowa i formalna, nie wywołała żadnego entuzjazmu na placu św. Piotra. Pamiętam skonsternowane miny Polaków w trakcie kazania Franciszka. Czuli się nieswojo, nie wiadomo było, jak reagować. Dopiero dzień później podczas Mszy św. dziękczynnej kard. Angelo Comastri wygłosił piękne słowa, które spowodowały wybuch radości. To Comastri mówił o „heroizmie świętego” czy „mężnej wierze” św. Jana Pawła II. To on przypomniał „Familiaris consortio”, niezłomną walkę polskiego papieża o życie nienarodzone i świętą nierozerwalność małżeństwa. Zauważył, że to rodzina dzisiaj jest na pierwszej linii ataku, a nowy święty był jej największym obrońcą w skali światowej. Kard. Angelo Comastri swoją karierę kościelną zawdzięcza Janowi Pawłowi II, a jej zwieńczenie przypadło na pontyfikat Benedykta XVI, który włączył toskańskiego kapłana do grona kardynałów. Za Franciszka, prawdopodobnie z uwagi na wiek, nie otrzymał już żadnych nowych zadań.
Niemniej polityka personalna to jeden z aspektów, po którym widać dystans do Jana Pawła II w obecnym pontyfikacie. W Kurii Rzymskiej Polaków jest coraz mniej, język polski zanika, ale zmiany widać nie tylko po naszych rodakach. Niegdyś wspierani przez Jana Pawła II i Benedykta XVI duchowni najwyższej rangi o wyraźnych konserwatywnych poglądach nie znajdują uznania w oczach Franciszka. Kard. Raymond Leo Burke był prefektem Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej, który decyduje m.in. o nieważności małżeństwa. Kard. Burke był i jest jednoznacznym przeciwnikiem rozwodów – w 2014 r. musiał się pożegnać ze swoją funkcją, a Franciszek zesłał go de facto na kardynalską banicję. W tym czasie odbył się też słynny synod o rodzinie w Rzymie, którego owocem miało stać się „Amoris Laetitia”.
Kard. Gerhard Müller, prefekt Kongregacji Nauki Wiary w latach 2012–2017 i jeden z niewielu niemieckich biskupów, który nie wyznaje mniej lub bardziej otwarcie protestanckiej doktryny, decyzją Franciszka również musiał się pożegnać ze swoim stanowiskiem, będąc w pełni sił. Müller i Burke byli wiernymi uczniami św. Jana Pawła II, to on wyznaczył obu na biskupów. Zajmowali kluczowe stanowiska w Watykanie, zwłaszcza w zakresie nauki o rodzinie. Obaj dzisiaj zostali całkowicie odcięci od procesów decyzyjnych w Kościele.
Homolobby w natarciu – śmierć rodzinie!
Również na szczeblu reorganizacji Kurii Rzymskiej Franciszek odchodzi od urzędów powołanych i/lub cenionych przez św. Jana Pawła II. Papieska Rada ds. Rodziny, powołana w 1981 r. przez polskiego papieża, w 2016 przestała istnieć. Podobny los spotkał Papieską Radę ds. Świeckich, przez co równocześnie posadę stracił nominowany jeszcze przez Jana Pawła II polski kardynał Stanisław Ryłko. Obie komórki zostały włączone do nowej Dykasterii ds. Świeckich, Rodziny i Życia, dla której Franciszek zatwierdził nowy status. Szefem nowego ministerstwa watykańskiego został kard. Kevin Farrell, amerykański duchowny, który podczas pontyfikatu Franciszka robi wielką karierę. Farrell był zaufanym człowiekiem okrytego fatalną sławą byłego kardynała Theodore’a McCarricka, który będąc metropolitą Waszyngtonu prowadził podwójne życie jako homoseksualny drapieżnik polujący na kleryków. Farrell był wówczas wikariuszem generalnym diecezji i przez sześć lat mieszkał w tym samym budynku co McCarrick, ale pytany o sprawę twierdzi, że niczego nie widział ani nie wiedział.
Franciszek zdaje się nie mieć żadnych wątpliwości i powołał amerykańskiego duchownego w 2016 r. do Rzymu, ustanowił go szefem nowej dykasterii i kardynałem, a rok później powołał do dwóch kluczowych komisji watykańskich. Kard. Farrell jest głównym odpowiedzialnym za politykę rodzinną Kościoła, ale trudno nazwać go uczniem św. Jana Pawła II. Polski papież zainicjował w 1994 r. Światowe Spotkanie Rodzin, cykliczne spotkania katolickich rodzin z całego świata z papieżem. Zamysłem tych imprez było wzmocnienie rodziny i jej tradycyjnej tożsamości. W sierpniu zeszłego roku ŚSR odbyło się w Dublinie, za organizację odpowiadał już kard. Farrell. Po raz pierwszy w programie tych spotkań znalazły się punkty dla środowisk homoseksualnych, oficjalnie mówiono między innymi o integracji „katolików ze środowiska LGBT do rodzin i parafii”. Jednym z mówców w Dublinie był jezuita o. James Martin, jeden z najbardziej znanych zwolenników otwarcia się Kościoła na homoseksualizm – w wywiadzie stwierdził miedzy innymi, że ma nadzieję, iż za 10 lat geje będą mogli bez krępacji całować się w kościele podczas Mszy św.
Oczywiście byłoby to nie do pomyślenia za pontyfikatu św. Jana Pawła II czy Benedykta XVI i jakiegokolwiek papieża wcześniej. W 2003 r. kard. Ratzinger, ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary, we współpracy z polskim papieżem opublikował oficjalny dokument Kościoła w tej sprawie pt. „Uwagi dotyczące projektów legalizacji związków między osobami homoseksualnymi”. Zwraca się tam uwagę, że „w Piśmie Świętym stosunki homoseksualne są potępione jako poważna deprawacja… (cf. Rz 1, 24–27; 1 Kor 6,10; 1 Tm 1,10). Ten sąd Pisma Świętego nie uprawnia do stwierdzenia, że wszyscy dotknięci tą nieprawidłowością mają tym samym winę osobistą; świadczy jednak, że akty homoseksualizmu są wewnętrznie nieuporządkowane. Taką samą ocenę moralną znajdujemy u wielu pisarzy chrześcijańskich pierwszych wieków i została ona jednoznacznie przyjęta przez Tradycję katolicką”.
Zeszłoroczne Światowe Spotkanie Rodzin z otwarciem na homoseksualizm nie zaszkodziło jednakże karierze kard. Kevina Farrella – wręcz przeciwnie, Franciszek mianował go 14 lutego tego roku kamerlingiem Świętego Kościoła Rzymskiego. Kamerling w przypadku śmierci papieża przygotowuje Kościół do konklawe i w trakcie sede vacante (okresu bez papieża, zazwyczaj od śmierci do wyboru) prowadzi sprawy Kościoła. Mówiąc inaczej jest to kluczowa funkcja – najważniejsza obok dziekana kolegium kardynalskiego – w wyborze nowego następcy św. Piotra.
Z powyższych przykładów można wnioskować, że Rzym jako stolica Kościoła katolickiego oddala się od św. Jana Pawła II nie tylko na płaszczyźnie personalnej czy instytucjonalnej, ale także merytorycznej, co z pewnością jest najbardziej bolesne. Wpływ homolobby w Watykanie, którego istnienie papież Franciszek zresztą pośrednio potwierdza, rośnie. Marksistowska teologia wyzwolenia tak silnie zwalczana przez św. Jana Pawła II zdaje się wracać do łask, czego przykładem może być przypadek nikaraguańskiego księdza i marksisty Ernesto Cardenala. W lutym 1984 roku papież Jan Paweł II nałożył na niego zakaz sprawowania funkcji wynikających z sakramentu święceń, z powodu jego skrajnie lewicowych poglądów oraz faktu, że Cardenal przyjął tekę ministra w rządzie sandinistów. W lutym tego roku Franciszek suspensę nałożoną przez polskiego papieża zdjął. Podobny przypadek miał miejsce już w 2014 r., kiedy Franciszek zdjął suspensę z Miguela d’Escoto Brockmanna, innego duchownego z Nikaragui, który popierał teologię wyzwolenia, wstąpił do lewicowej partii sandinistów i został czynnym politykiem.
Kolejnym polem konfliktu jest rodzina. Św. Jan Paweł II został patronem rodziny, ale dziś niewiele z tego wynika. Nie jest to w Rzymie podkreślane, nie ma kultu w tym kierunku i gdyby nie interwencja wschodnioeuropejskich oraz afrykańskich biskupów, to nie byłoby nawet odnośników do pism polskiego papieża w „Amoris Laetitia”. Tymczasem redefinicja rodziny już trwa – episkopaty Niemiec czy Malty zezwalają na Komunię św. dla rozwodników, a z drugiej strony tradycyjny – czyli jedyny – model rodziny jest atakowany przez środowisko LGBT oraz wspierających je kapłanów i media, na co podano tu już kilka przykładów, których niestety jest znacznie, znacznie więcej.
Wszystko to można sprowadzić do wspólnego mianownika, który opisałem już na początku tego tekstu, a więc walki z prawdą. Relatywizm, postprawda czy fake news są różnymi opisami tego samego zjawiska, które jest wyznacznikiem społeczeństwa postmodernistycznego i wkrada się także do Kościoła. Św. Jan Paweł II doskonale to rozumiał i dzięki swojemu wykształceniu w zakresie filozofii i teologii, a także kontaktom z zachodnim środowiskiem akademickim już w latach 60. i 70. ub. wieku wiedział, jakie są przyczyny tego relatywizmu. Obserwował i przewidywał nie tylko skutki, ale rozumiał, skąd się ten relatywizm bierze. Dlatego prawda już od czasów krakowskich stała w centrum jego nauki, w pełni pojmował słowa Chrystusa, że „tylko prawda was wyzwoli”. To podmycie fundamentów poprzez podanie prawdy w wątpliwość i szyderstwo stoi u podstaw każdego z wyżej wymienionych problemów. Jeżeli nie ma już jednej prawdy, to nie ma także jednej rodziny, jednej definicji małżeństwa, jednych sakramentów czy jednej nauki. Wygrał Nietzsche, a przed nami jawi się mnogość interpretacji.
Ten pogląd już w nauce jest bardzo niebezpieczny, ale w wierze jest po prostu zabójczy. Św. Jan Paweł II i Benedykt XVI byli wybitnymi myślicielami i potęgą swoich umysłów odpierali to zgubne rozumowanie w Kościele. W postaci swojej nauki zostawili Kościołowi i wiernym oręż do zwalczania tego relatywizmu. Dziś bardzo trzeba nam do tego nauczania wrócić. Aby nie stało się tak, jak to przewiduje prof. Wojciech Roszkowski w swym najnowszym dziele „Roztrzaskane lustro. Upadek cywilizacji zachodniej”.
Adam Sosnowski Artykuł ukazał się pierwotnie w miesięczniku Wpis.
autor: Miesięcznik WPIS
Miesięcznik "WPIS - Wiara, Patriotyzm i Sztuka" www.e-wpis.pl