Publikacje
Po pierwsze nie szkodzić - przestrzega Jadwiga Chmielowska
There was a problem loading image http://www.sdp.pl/jadwiga_chmielowska.jpg
There was a problem loading image http://www.sdp.pl/jadwiga_chmielowska.jpg
Czy zawsze pogonią za sensacją możemy tłumaczyć ewidentne wpadki dziennikarskie?
Zwykła kaczka typu - wieloryb w Jeziorze Rożnowskim, czy Zalewie Wiślanym może co najwyżej wzbudzić uśmiech na twarzy zmęczonych upałem czytelników. Wielorybowi na opinii nie zaszkodzi, a i nie wystraszy chętnych do kąpieli. Wszak wieloryb to nie rekin. Ssak a nie ryba, w szkołach tego w zamierzchłych czasach jeszcze uczono.
Ostatnio rozmawiałam ze znaną dziennikarką, której syn padł przed laty ofiarą dziennikarskiego niechlujstwa. Otóż pewna „wskazująca na spożycie” panienka, oburzona na znajomego za to, że nie chciał jej wpuścić do mieszkania wszczęła awanturę na klatce schodowej wzywając sąsiadów na pomoc zgwałconej kobiecie. Poprawność polityczna też była jej sprzymierzeńcem. W końcu wiadomo sprawcą wszystkich nieszczęść kobiety - jest nikt inny, tylko mężczyzna. Zanim sprawa się definitywnie wyjaśniła, domniemany sprawca gwałtu trafił na szpalty gazet.
Gorzej, kiedy tekst pisany jest na zamówienie. Często dziennikarze podejrzewani są o to, że nie tylko korzystają z tzw. przecieków kontrolowanych, ale i sami są współpracownikami służb specjalnych. Tak dzieje się niestety nie tylko w Polsce. Bardzo nieprzyjemna była sprawa Wiceministra Obrony Narodowej prof. Romualda Szeremietiewa. Po latach, dopiero został oczyszczony z zarzutów. Dla specjalistów od razu było wiadomo, że chodzi o odsunięcie niewygodnego ministra, który nie tylko, że się zna na wojsku, ale jako odpowiedzialny za zakup uzbrojenia nie dopuści do szwindli. Wszak lody łatwiej się kręci gdy zwierzchnik jest ignorantem. Tych ci u nas dostatek i to we wszelkich dziedzinach życia. Nie zna się to się pozna i … zanim się pozna, to następuje zmiana warty na kolejnego - co to ma się „poznawać”.
Z prawdziwym przerażeniem wysłuchałam na spotkaniu rodzinno-przyjacielskim informacji o korupcji w środowiskach dziennikarskich. Podano mi nawet stawki, oczywiście różne w zależności od rodzaju medium. Najwięcej kosztuje materiał wyemitowany w ogólnopolskiej telewizji. Dużo tańsze są artykuły prasowe, ale np. już seria artykułów może ceną pobić felieton telewizyjny. Wysokopłatne są też teksty mające zmienić ciąg wydarzeń lub usunąć ze stanowiska postać niewygodną zagrażającą czyimś interesom, lub jedynie kolejnego „poznającego się” i zamienić na jakiegoś innego w stylu „wicie rozumicie”. Przy korycie musi być w końcu jakaś rotacja. Ostatnio głośne jest na Śląsku przyrzeczenie olbrzymiego wynagrodzenia za skrupulatne wypełnianie poleceń. Jak wiadomo obiecanki cacanki a …..Być może właśnie plotka pantoflowa i ćwierkanie wróbelków uniemożliwi transakcję.
Gdzież się podziali prawdziwi dziennikarze śledczy? Do dziś zastanawia mnie przypadek dr. Gabriela Janowskiego. Bronił on przed dziką prywatyzacją nie tylko cukrownie ale i np. Stoen. Jakoś nikt nie podążył tropem możliwości specjalnego ośmieszenia niewygodnego polityka przez dosypanie mu narkotyków. Zamiast natychmiastowego postawienia polskich służb specjalnych na równe nogi, nawet koledzy posłowie robili sobie „podśmiechujki”. Należało wtedy działać. Dziennikarze też poszli tropem – polityk zwariował – tak było łatwiej i … bezpieczniej.
Wielu odważnych redaktorów, ciąganych jest po sądach. Z prośbą o pomoc do prawników SDP zgłaszają się dziennikarze prasy lokalnej. Portal pogotowiedziennikarskie.pl informuje o dziennikarzach skazanych za to, że choć napisali prawdę, to ktoś poczuł się nią urażony. Tą prawdą oczywiście. Ludek ma być ciemny i durny. Raz na kilka lat zagłosować na tych, których partie mu podsuną. Nieważna jest opinia wyborców, w końcu partia wie lepiej i nagradza za nadskakiwanie szefowi i wierną służbę partii. Nie społeczeństwu, krajowi - a partii. Kiedyś była jedna PZPR, bo satelici SD i ZSL nie mieli znaczenia, nazywano je nawet stronnictwami dekowników. Jak kogoś bardzo zmuszali do wstąpienia do partii, grożąc utratą stanowiska, to się szybko zapisywał do któregoś ze stronnictw. Nie wszyscy byli odważni i twardzi. Teraz jest partii wiele, ale w końcu nic się mentalnie nie zmieniło, wszak mamy ciągłość prawną z PRL a nie II RP. To widać!
Niestety wykonywanie zawodu przez dziennikarzy przypomina coraz bardziej stąpanie po polu minowym.
Szkoda tylko, że przez czarne owce prestiż zawodu spada. Pamiętajmy koledzy, że nasz zawód to służba społeczeństwu. Jest on zaliczany do zawodów zaufania publicznego. Musimy działać przede wszystkim w ważnym interesie społecznym. Dziennikarz usłużny przestaje być dziennikarzem, a staje się….