Publikacje
Bp Grzegorz Ryś: Dziedziniec pogan
Idea „Dziedzińca pogan” nawiązuje do planu Świątyni jerozolimskiej. Przychodzący do niej ludzie gromadzili się na dziedzińcach, które tworzyły zwartą i logiczną sekwencję: (idąc od najbardziej wewnętrznego) Dziedziniec kapłanów, Dziedziniec Izraela, Dziedziniec kobiet i Dziedziniec pogan. Sercem Świątyni był, oczywiście, budynek (z Miejscem Świętym i z Miejscem Najświętszym) – wchodzili doń jednak tylko kapłani (do Świętego Świętych jedynie arcykapłan – raz w roku).
Dziedziniec pogan dostępny był dla każdego, kto chciał wejść w przestrzeń świątynną, ale nie należał do Narodu Wybranego (nie był obrzezanym Żydem lub prozelitą). Samą nazwę można by też tłumaczyć (dosłownie) jako „Dziedziniec ludów” (hebr. goim; grec. tà ètne; pojęcie „narodu” Żydzi rezerwowali jedynie dla Izraela), a nawet – oddając jego sens w czasach Jezusa – „Dziedziniec Greków” (por. Rz 1, 16; Kol 3, 11).
Był więc „Dziedziniec pogan / ludów” szczególnym miejscem spotkania Żydów i Nie-Żydów. Wkraczając nań, „Grecy” mogli mieć poczucie bycia u siebie (choć wchodzili na teren nie wyznawanej przez siebie religii); religijni Żydzi natomiast nie zamierzali ich wcale stamtąd usuwać. Ów fragment świątyni miał więc generować po obu stronach postawy dokładnie odwrotne do tych, którym ulegali na co dzień. W Izraelu bowiem (inaczej niż w diasporze) Żydzi – nie bez powodu (!) – traktowali „Greków” jako wrogów i okupantów, agresorów i prześladowców także na obszarze religijnym (czasy machabejskie, okupacja rzymska).
Kilka lat temu papież Benedykt XVI zwrócił uwagę na potrzebę tworzenia dzisiaj, w naszym świecie, takich „dziedzińców” – miejsc spotkania ludzi wierzących i niewierzących; miejsc prawdziwego dialogu, wzajemnego słuchania się i doświadczenia wspólnoty, odkrycia wspólnych wartości – zidentyfikowania i opisania tego kawałka ludzkiej drogi, który powinniśmy i chcemy przebyć razem.
W tym celu Ojciec Święty powołał osobną fundację (na czele z abpem Ravasi) przy […], której dziełem jest już kilka odsłon „Dziedzińca” (Paryż, Florencja, Barcelona…,). Jego swoistą wersją było też wspólne spotkanie wierzących i niewierzących w Asyżu. Tego typu spotkania mają w przekonaniu papieża znaczenie kapitalne nie tyle dla losów ewangelizacji, co dla przyszłości świata i człowieka w ogóle: zasadniczy podział ludzkości przebiega bowiem dziś nie tyle między ludźmi wierzącymi i niewierzącymi, co między tymi, którzy wyznają jakiekolwiek duchowe wartości i tymi, którym są one obce.
„Dziedziniec pogan” jest zapewne inicjatywą zasługującą na podjęcie w wielu miejscach Europy i świata. Wydaje się wszakże, że jego tworzenie w Polsce ma znaczenie absolutnie zasadnicze. W ciągu ostatnich kilkunastu lat staliśmy się bowiem społeczeństwem na wiele sposobów podzielonym, w którym wzajemne zaufanie zostało zredukowane niemal do zera. Rozmawiamy i słuchamy się wyłącznie we własnych grupach (lub nawet „grupkach”), przekonujemy jedynie przekonanych. A przecież…
A przecież „Dziedziniec pogan” (bez sięgania po papieską inspirację) był ciągłym i niemal powszechnym doświadczeniem Polski i polskiego Kościoła w latach 70-tych i 80-tych minionego stulecia. Wyznaczał swoistą dyscyplinę myślenia wielu duszpasterzy, otwierających swe świątynie dla szukających wolności wypowiedzi uczonych, twórców kultury, działaczy społecznych i politycznych (bez pytania ich o metrykę).
„Dziedzińcem pogan” był niewątpliwie w tamtych latach krakowski „Tygodnik Powszechny”; była nim twórczość i działalność Tischnera; z całą pewnością logiką „Dziedzińca” rządził się wielobarwny świat pierwszej „Solidarności”.
Czy to doświadczenie stanowi dla nas już jedynie nieodwracalną przeszłość? Czy dzisiejsze pokolenie Polaków aż tak dalece różni się od poprzedniego (uznając je przy tym – deklaratywnie – za grono swoich duchowych ojców i mistrzów)? A może w tym kierunku zmienił się także nasz Kościół? Stał się wyłącznie konfesyjny i obojętny na pytania „Greków”? A może to okoliczności (zupełnie wszak inne niż w poprzednim wieku) wymuszają na nas inne postawy i zachowania? A może już wcale nie identyfikujemy się z tamtym doświadczeniem? Może nie jest już ono przedmiotem naszej tęsknoty? Przeciwnie, poddajemy je w wątpliwość, a nawet oskarżamy, dopatrując się w nim źródła naszych dzisiejszych problemów?
Miejmy nadzieję, że nie! Ta ufność jest zadana Kościołowi niejako z definicji – skoro (według konstytucji Lumen gentium) ma on być „jakby sakramentem, tzn. znakiem i (skutecznym) narzędziem jedności całego rodzaju ludzkiego” (por. KK 1). Dlatego chcemy otworzyć „Dziedziniec pogan” w Krakowie. Nie jako swoistą jednorazową prowokację, ale jako stałe wydarzenie, powracające w kolejnych odsłonach co 2-3 miesiące – miejsce spotkania ludzi, którzy w możliwie najszerszym gronie chcą odnaleźć poczucie wspólnoty w świecie wartości. Chcą także ten świat opisać i zidentyfikować – wszakże nie dla tworzenia intelektualnych konstrukcji, lecz jako propozycję marszruty dla każdego, kogo dzisiejszy kształt naszego społeczeństwa, świata i Kościoła nie zaspakaja.
W pierwszym spotkaniu („Czy możliwa jest jeszcze wspólna troska o dobro wspólne”) dyskusję prowadzili politycy (Ryszard Bugaj, Aleksander Hall, Mieczysław Gil, Jerzy Federowicz, Ryszard Terlecki, Henryk Woźniakowski, Paweł Kowal). Niezależnie od dzielących ich dzisiaj różnic, WSZYSCY dali świadectwo jednemu: otóż, w latach 70-tych i 80-tych przeszłego wieku – podejmując różnorodną działalność (od KOR-u – przez podziemne formy kształcenia – po oficjalne i nieoficjalne przejawy twórczości artystycznej, literackiej, teatralnej, wydawniczej itd., oraz arcy-limitowaną legalną aktywność polityczną) – mieli poczucie i DOŚWIADCZENIE prawdziwej WSPÓLNOTY WARTOŚCI. Nie była ona wcale wygenerowana jedynie koniecznością oporu wobec wspólnego wroga. Była współ-odczuwaniem, współ-przeżywaniem, współ-odpowiedzialnością i współ-odkrywaniem POZYTYWNYCH wartości. Podziały przyszły później, kiedy – już w wolnej Polsce – stanęli wobec zadania przepisania owych wartości na język konkretnych programów społecznych, gospodarczych, politycznych, partyjnych.
Ta konstatacja – na tyle wspólna i zgodna, że jeden z mających relacjonować nasze wydarzenie dziennikarzy stwierdził: „Nie ma o czym pisać – przez trzy godziny w ogóle się nie pokłócili…” – wyznacza tematykę drugiej odsłony krakowskiego „Dziedzińca”. Zatytułowaliśmy ją: O wartościach wcześniejszych niż „robienie polityki”. Czy można skatalogować wartości, którymi żyją wszyscy ludzie w Polsce dzisiaj – zestaw wartości ważnych dla każdego? Ile ich jest? Czy w taki sam sposób je definiujemy? A może wydaje się nam, że są tak pierwotne, iż nie potrzebują definicji? […] Do rozmowy wokół tych pytań tym razem zaprosiliśmy socjologów – reprezentujących możliwie różne środowiska czy światopoglądy. Łączy ich jednak niewątpliwa kompetencja i narzędzia do rzetelnego opisania naszego społeczeństwa – takiego, jakim jest (a nie jakim „życzeniowo” być „powinno”). Wolno nam mieć nadzieję – bez podpowiadania czy sugerowania Panelistom czegokolwiek – że uda się nam wraz z nimi opisać jakiś ważny fragment wspólnego nam świata i wspólnej ludzkiej drogi. Bo niby dlaczego doświadczenie wspólnoty, o którym słyszeliśmy pół roku temu, miałoby być zarezerwowane jedynie na czasy „nienormalne”???