Aktualności
KSD: Wywiad z Andrzejem Jeziorkiem
Wywiad Ksd.media.pl:
Z dyrektorem Agencji Produkcji Telewizyjnej TVP, Andrzejem Jeziorkiem, rozmawia Robert Wit Wyrostkiewicz
- 24 marca Paweł Miter został pobity, jak twierdzi na skutek prowokacji dziennikarskiej, której jednym z bohaterów była Pana osoba. Dwa dni wcześniej Miter mówił prasie o groźbach, które otrzymywał. Groźbach jak się okazało zrealizowanych.
- Nie wiem kto, gdzie i czy w ogóle ktokolwiek pobił tego człowieka. Miter najpierw poszedł z tym do mediów, a dopiero później na policję. Wydaje się to co najmniej dziwne. Z tego co wiem nie przedstawił jakiejkolwiek obdukcji lekarskiej. Nie twierdzę, że nie doznał obrażeń w takim czy innym zamieszaniu. Miter był już karany za oszustwo, a z tego co wiem oszukał wiele osób, mógł więc być pobity przez wielu ludzi. Możliwe jest wszystko, nawet to, że np. siniec pod okiem był wynikiem charakteryzacji. Póki co cała nasza wiedza opiera się na oświadczeniu człowieka skazanego prawomocnym wyrokiem sądu za oszustwo.
- Czy do Pawła Mitera przekonało Pana hasło „człowiek od prezydenta” czy projekt programu, który przedstawił ten 25-latek?
- Nikt mi nie przedstawiał Pawła Mitera jako człowieka od prezydenta. Dowiedziałem się o tym z plotek, tuż przed rozwiązaniem umowy z Miterem, że ma jakieś powiązania z szefem Kancelarii Prezydenta RP. Po rozwiązaniu umowy dowiedziałem się, że był on skazany prawomocnym wyrokiem właśnie za oszustwo (dysponuję odpisem wyroku). W telewizji zawsze się mówi, że ktoś jest od kogoś tam, dlatego nigdy nie zwracałem na to uwagi. Ten człowiek przyniósł bardzo interesujący projekt programu, dlatego skierowałem go do TVP1 i do TVP Info. W jednym i drugim szefostwo było tym zainteresowane, a ostatecznie podpisano umowę z Miterem na projekt programu dla telewizyjnej „Jedynki”. Umowa była obwarowana paragrafami, które umożliwiały jej rozwiązanie na każdym etapie Był tam zapis mówiący, że umowa może być rozwiązana w momencie, kiedy projekt nie rokowałby nadziei na realizację w umówionym czasie. Jak z tego wynika Miter nie dostał pracy w telewizji tylko podpisano z nim umowę o dzieło.
- Twierdził pan, że Miter podrzucił nie swój projekt, ale kopię jednego z niemieckich programów dla młodzieży.
- Nie pamiętam teraz dokładnie który to był program, ale faktycznie przypominał jeden z programów niemieckich. Sprawdziliśmy to dopiero, kiedy zaczęliśmy podejrzewać, że coś jest nie tak. Jednak podkreślam, że otrzymaliśmy jedynie projekt programu a umowa mówiła, że zapłacimy tylko wtedy jeśli pojawi się jakiś sensowny scenariusz, który zaakceptuje antena. Kwota 39 tys. zł wcale nie była wygórowana przy takim formacie programu ze wszystkimi prawami do licencji. Dodam, że nie prawdą jest to co mówi pan Miter, że kombinowano coś ze stawką, aby obejść ustawę o zamówieniach publicznych. Przecież umowy o dzieło związane z produkcją programów w telewizji publicznej nie podlegają pod procedurę przetargową związaną z powyższą ustawą. Nie można robić przetargu np. na Małgorzatę Wyszyńską, Jana Pospieszalskiego czy Tomasza Lisa. To byłby absurd.
- Złożył Pan w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Pawła Miterę. Na czym polegać miało złamanie prawa przez tego 25-latka, który podszywając się pod szefa kancelarii prezydenta Komorowskiego dokonał prowokacji mającej na celu obnażenie upolitycznienia mediów publicznych?
- Miter po prostu próbował wyłudzić od nas pieniądze. Od początku nie miał zamiaru realizować programu, zaś o wypłatę pieniędzy naciskał wielokrotnie. Ta wypłata nigdy nie została uruchomiona wbrew temu, co mówi sam zainteresowany. Miter twierdzi, że omyłkowo podał inny numer konta z błędem i tylko dlatego przelew został cofnięty. To kłamstwo. Żaden przelew do Mitera nie wyszedł z Telewizji Polskiej. Miter twierdzi, że otrzymał nawet SMS potwierdzający zapłatę, to również kłamstwo, ale jeśli ktoś potrafi podrabiać adresy mailowe, to podrobienie sms nie powinno dla niego stanowić większego problemu. Wspomniał pan redaktor o prowokacji dziennikarskiej, ale trzeba wiedzieć, że taka forma dziennikarska musi podlegać nadzorowi i kontroli medium dla którego jest czyniona. Od początku musi o niej wiedzieć redaktor naczelny. Miter swojej tzw. prowokacji nie konsultował od początku z żadnym tytułem prasowym i cały czas naciskał na wypłatę chociażby części wynagrodzenia Dopiero gdy na jego groźby typu „użyję innych metod” zapowiedziałem, że zgłoszę sprawę na policję, przestraszył się upublicznił sprawę w dzienniku „Rzeczpospolita”. Moim zdaniem, jest to jego sprytna linia obrony, bo gdyby jego działania uznano za oszustwo, to skutkowałoby to odwieszeniem ciążącego na nim wyroku. Dlatego rozumiem, że ten człowiek zrobi wszystko aby tego uniknąć.
- Miter mówi jednak, że poza prowokacją dziennikarską, zbierał w ten sposób materiały do swojej książki nt. mediów.
- O ile to nie jest kłamstwo jak wiele innych pana Mitera. Przykładowo to, że skończył na Uniwersytecie Wrocławskim politologię, chociaż z tego co wiem w ogóle tam nie studiował. Jak to, że w przeszłości został ukarany grzywną, przy czym jakoś zapomniał dodać, że w lipcu zeszłego roku oprócz grzywny otrzymał wyrok skazujący go na jeden rok więzienia w zawieszeniu. Nie jest też prawdą, że realizował program dla TV4, bo jedynie wykonywał tam mało istotne prace przez niespełna dwa miesiące, Nie jest prawdą, że nigdy nie poprosiłem go nawet o dowód osobisty. Otóż posiadam skan jego dowodu osobistego. Nie prawdą jest, że w TVP Wrocław pracował i był prowadzącym przy programie „Dłużnicy”. Lista kłamstw pana Mitera jest dłuższa, co doskonale świadczy o braku wiarygodności tego młodego człowieka, na pewno inteligentnego, ale nie prawdomównego.