Publikacje
MROCZNY RYCERZ PODCZAS WOJNY …
Pragnę podzielić się ostatnimi przeżyciami jakie głęboko poruszyli moje serce. A sądzę, że bardzo się dopełniają – wojna na Ukrainie a film pt. The Batman.
Byłam ostatnio na wolontariacie przy pomocy informacyjnej dla uchodźców uciekających z Ukrainy, przy dworcu Zachodnim. Z tej racji, że język rosyjski jest moim językiem ojczystym, mogłam spotykając tych ludzi zwyczajnie porozmawiać odprowadzając ich do pociągu.
Pierwsze co rzuciło mi się do oczu, oprócz rzeczy oczywistych – namioty z ciepłym jedzeniem, setki koszy z ubraniami do wzięcia, bezpłatne autobusy do miejsc noclegów, taksówki za free i dziesiątki wolontariuszy, straży miejskiej, żołnierzy, strażaków? Nie można było nie zauważyć, że to jest prawdziwe oblicze uchodźcy – matki, babcie, dzieci w różnym wieku – od tych najmniejszych, do tych, którzy potrafią samodzielnie chodzić.
Nasze zadanie jako wolontariuszy polegało na pomaganiu w tym, czego potrzebują od strony informacyjnej. Chodziliśmy we dwójkę, nie było chyba za sześć godzin dyżuru ani chwili, by ktoś nie podchodził prosząc o radę, pomóc. Niesamowite było to, że kiedy pytali się po ukraińsku czy rosyjsku i słyszeli, że odpowiada im się w tym samym języku, widziałam blask w oczach. Nigdy nie doceniałam tego, że znam język rosyjski. Po prostu go nie lubię. Fakt, że jest moim ojczystym tego wcale nie zmienia. Jednak w tym miejscu faktycznie się przydał.
Spotkałam wiele babć, prowadzonych przez dzieci pod rękę, czy o kulach, nawet prawie nie widzących. Obok nich dzieciaki i te matki trzymające w jednej ręce dziecko, w innej walizkę czy wózek. A często i to, i tamto. Tak bardzo byli wdzięczni, kiedy zwyczajnie pomogliśmy wziąć wózek, walizkę i donieść do dworca, czy wskazać na jakim peronie znajdą potrzebny pociąg.
Przed oczami na zawsze zostaną mi dwa oblicza uchodźców: Pierwszą jest starsza Pani, że szklanym okiem z jednej strony, a prawie nic nie widzącym drugim. Prowadzona pod rękę przez córkę, obok biegli wnukowie, a zięć (Anglik) niósł walizkę. Wzięłam drugą rękę owej Pani, i bardzo, ale to bardzo wolnym krokiem pomogłam rodzinie zaprowadzić ją z peronu do postoju taksówek. Trasa zajmująca pięć – siedem minut, została przemierzona w dwadzieścia. W tym czasie Pani, dokładnie wykonująca polecenie córki, gdzie ma postawić kolejny krok i co się dzieje dookoła, prowadziła ze mną konwersację. Opowiadała o sobie, skąd ucieka i dokąd zmierza, o rodzinie, która jest obok i jak to dobrze, że ich ma. Pytała się też o mnie, z prawdziwym zainteresowaniem – skąd się tu wzięłam i kim jestem. Słuchała, uśmiechała się i mocniej ściskała moją dłoń. Na koniec, kiedy pomogłam posadzić ją do taksówki, uścisnęła mnie, dziękując chyba po raz setny i życzyła znaleźć „dobrego człowieka” ?.
Drugim obliczem dotkniętym wojną są matka i córka, mająca około dwóch lat. Spotkałam ich na peronie: drobna kobieta trochę pod czterdziestkę, z ogromną walizką, wózkiem dziecięcym. Obok pod rękę szła mała rudowłosa dziewczynka z niebieskimi jak ocean oczami. Trzymała białego misia w różowej sukience, z którym się nie rozstawała. Zapytaliśmy, dokąd zmierzają, pociąg mieli za dwie godziny. Pani chciała na peron, z którego będzie mieć pociąg, bo się bała, iż później nie będzie w stanie sama z walizką, wózkiem i córką dojść. Strażacy wzięli walizkę i wózek, ja wzięłam dziewczynkę za drugą rękę i poszliśmy na peron. Kiedy dotarliśmy na miejsce, to panowie strażacy poradzili im, przenieść się jednak na dworzec. Zapewnili, że cały czas tu są i pomogą wrócić na peron, by panie nie marzły. Więc wróciliśmy razem na dworzec.
Dlatego zapamiętam akurat tą rodzinę? Kiedy Panowie się oddalały z wózkiem trochę do przodu, bo dziewczynka nie chciała iść tak szybko jak oni, ona zaczynała płakać. Mama musiała ją zapewniać, że Panowie nie zabierają jej wózka, tylko pomagają. Niechętnie też, z obawą patrzyła na mnie, zastanawiając się czy podać mi dłoń… Zostawiłam ich dworcu, cały czas potem widziałam, że są, czekają. Owa dziewczynka coraz częściej się uśmiechała na mój widok.
Potem, kiedy nic za bardzo się nie działo i znów podeszłam do nich to pochłonęła mnie całkowicie. Podchodziła do mnie, brała za dłoń i uważnie oglądała każdego paznokcia – bo miały inny kolor. Potem brała białego misia i sadziła go pośrodku hali na podłodze. Za chwilę brała go z powrotem i przynosiła do mnie. Powierzała mi swoją jedyną zabawkę jaka jej prawdopodobnie została. Dawała mi w ręce tego misia. Zatem zaczynała biegać dookoła nas, robiąc kręgi, przy czym głośno szeroko się śmiejąc. Ja zazwyczaj kucałam przy niej, to ona podchodząc i wręczając mi misia naśladowała moją postawę. To było takie urocze – polubiłyśmy się. Jej mama chciała mnie zabrać ze sobą ?. Naprawdę było mi szkoda, kiedy odprowadziliśmy je na pociąg i pożegnaliśmy się.
Co w ogóle z tym wspólnego ma nowy Batman? Byłam wczoraj na prawie trzygodzinnym seansie. Film jest bardzo mroczny, jak na to wskazuje podtytuł – Mroczny Rycerz. Cała fabuła jest utrzymana w takim thrillerowym stylu – przemoc, chęć władzy i pieniędzy, morderstwa z jednej strony oraz walka o sprawiedliwość i prawdę, w obronie cierpiących z drugiej. Brzmi bardzo, ale to bardzo znajomo, prawda?
Myślę, że Batmana nikomu przedstawiać nie trzeba. Jest bardzo znaną postacią komiksową świata DC. Jednak fani tego świata mogą się trochę zdziwić, jak został przedstawiony w tej wersji zdarzeń. Jest trochę takim detektywem i mścicielem, którzy zjawia się wtedy, gdy ludzie go potrzebują. Zazwyczaj jest to noc, ciemne i niebezpieczne rejony, pełne bandytów, żerujących na niewinnych ludziach.
Jest człowiekiem bardzo zranionym, samotnym, pragnącym znaleźć zabójców swoich rodziców, którzy zrobili go sierotą od samego dzieciństwa. I właściwie przez większość czasu na ekranie jego pobudką do pomocy ludziom jest zemsta. Bandyci się go boją, ludzie, kiedy dookoła wszystko się wali - rozpaczliwie potrzebują.
Film mógłby przejść mimo oczu, gdyby nie akcja tocząca się na końcu. W trakcie poszukiwania seryjnego mordercy, zabijającego sprzedażnych polityków, ujawnia się prawda o jego rodzinie. Jego zamordowana rodzina, wcale nie była taka idealna jaką sobie wyobrażał. Była zamieszana w wiele złych rzeczy, o których aż dotąd nie miał pojęcia.
Cały jego świat pada w gruzach. Zaczął „działalność mścicielską” właśnie z powodu rodziny, ojca. Okazało się wszystko w co wierzył było kłamstwem. Musiał przewartościować wszystko czym się kierował. Czy wciąż chce czynić dobro, pomagać niewinnym ludziom?
Jest oczywiście wątek miłosny, który pozostaje tu mocno w tle. Kobieta, zraniona, z mroczną przeszłością, pragnąca zemsty równie mocno jak na początku on sam. Z tą różnicą, że on nie zabija. Kiedy się spotykają, współpracując pomagają sobie nawzajem – uczą się razem, że zemsta i nienawiść nie jest wyjściem. Nie można odpowiadając oprawcy takim samym złem, jakie czyni względem ciebie – samemu nie stać się złem. Zło nie wolno zwalczać złem. Myślę, że Batman zrozumiał to właśnie dzięki niej, na jej przykładzie.
Na końcu filmu, kiedy w mieście dzieje się prawdziwy Armagedon – miasto zatapia, banda szaleńców strzela po uciekającym ludziom - postanawia walczyć za nich, ale już zupełnie z innego powodu. Widzi, że zostali sami – pozbawieni opieki. Ludzie, którzy mieli ich chronić, zostawili ich samych. Ryzykuje życiem, zostaje ranny i gdyby nie pomoc kobiety towarzyszącej mu, zostałby zabity. Poświęca się, nie myśląc o tym, by samemu się ratować.
Ranny patrzy na ludzi, którzy ugrzęźli pod gruzami zawalonej sceny. Skoczy na dół, do wody, do nich. Odpala racę i w ciemności podchodzi do nich, odrzuca zawalony metal i wyciąga rękę – do zalęknionego dziecka siedzącego w ciemności, do rannej kobiety. Wyciąga do nich dłoń nadziei, niosących światło do panującej dookoła ciemności.
Ostatnim ważnym wątkiem jest wybór jakiego musi dokonać główny bohater. Kobieta opuszcza miasto, z którym wiąże się tyle zła, tyle bolesnych wspomnień dla niej. Mówi, że tu ludzie nigdy się nie zmienią, zawsze będzie tak samo i nie warto dla nich marnować życie. Koniec końców, przez nich pewnie zginie. Proponuje mu wyjechać razem i zostawić tych ludzi, to miasto.
Nie może tego zrobić, bo dopiero zobaczył swoją rolę – ma nieść nadzieję, ma nieść światło. Nie może zostawić ludzi porzuconych przez wszystkich, nie może odejść i wybrać własne życie. Stawia misję ponad miłość. Wybiera drogę obraną dawno temu – wybiera ją raz jeszcze. I zostaje. A ona odjeżdża…
Poruszające są sceny zniszczonego miasta, zranionych ludzi. Idzie w to miasto, w całym tym stroju Batmana – bierze za rękę bojących się i niepewnych jutra. Jest z nimi, pokazując, że nigdzie się nie wybiera, że razem to odbudują. Nic nie mówi do nich, ale jest obok, przeżywa to samo co oni. Stracił to samo co oni, ale zyskał o wiele więcej. Znajome, prawda?
Ludzie, których życie, miasto, nadzieje zostały zniszczone. Ludzie, którzy siedzą na gruzach miasta i nie widzą żadnej nadziei na jutro. Ludzie, którzy tak rozpaczliwie potrzebują takiego bohatera, który weźmie światło i wyciąga do nich rękę oświecając ich ciemność.
Nasz naród jest teraz właśnie takim bohaterskim towarzyszem – którzy odpala racę i bierze za rękę zalęknionego sąsiada zostawiając często własne życie, by służyć potrzebującemu. Kierowcy w dzień idą do pracy rozwożąc nas w potrzebnym kierunku, a w nocy są do dyspozycji do rozwożenia uchodźców na miejsce noclegów. Lekarzy w dzień ratujący życie, nie przestają tego robić, tylko przenoszą się do innego miejsca. Strażacy w dzień gaszące nasze domy, w nocy noszą walizki i wózki ukraińskich uchodźców.
Nieśmy nadzieję, nawet wtedy, gdy sami nie jesteśmy do końca przekonani czy ma rację bytu. Człowiek w rozpaczy nie może być zostawiony sam sobie. Tego uczy nas twórca Batmana. Tego uczy nas symbol jakim się stała ta postać –nadziej wbrew nadziei.
Inna Meshkorez