Strona główna
Droga do Iranu wiedzie przez Damaszek
Jeśli kraje zachodnie rozpoczną operację wojskową przeciw Syrii, to Iran uderzy na Izrael – zapowiedział przewodniczący parlamentu Iranu Ali Laridżani, cytowany przez agencję Rosbałt. Groźba ta wydaje się zupełnie realna, jako że Iran, co już dawno zadeklarował, nie zamierza bezczynnie patrzeć na rozmontowywanie przez Stany Zjednoczone i Izrael ładu na Bliskim Wschodzie w celu wzmocnienia w tym regionie ich własnych interesów. Warto w tym momencie zwrócić uwagę, iż tak bacznie obserwowana przez świat „Arabska Wiosna” to nic innego jak realizacja sformułowanego w 2003 r. amerykańskiego programu „Większego Bliskiego Wschodu” („Greater Middle East”) przemianowanego w 2006 roku na „Nowy Bliski Wschód” („New Middle East”), którego celem jest przemodelowanie przestrzeni „od Marakeszu do Bangladeszu” w kierunku utworzenia małych, pozbawionych podmiotowości oraz pogrążonych w chaosie minipaństw, znajdujących się pod pełną kontrolą Stanów Zjednoczonych. Stanom Zjednoczonym wcale nie zależy na demokratyzacji i przestrzeganiu praw człowieka, ale na narzuceniu neoliberalizmu i wypromowaniu własnych firm, przy jednoczesnej kontroli zasobów naturalnych, pracy i rynków. Inicjatywa „Większego Bliskiego Wschodu” nie ma na celu zwiększenia wolności obywateli państw, których dotyczy, ale zwiększenie wolności zachodniego kapitału i politycznej kontroli USA w regionie. Przy czym „bezpieczeństwo” jest tu rozumiane jako zabezpieczenie systemu kapitalistycznej akumulacji dokonywanej przez klasy rządzące Stanami Zjednoczonymi. Zauważmy, że wszystko dokonuje się pod egidą walki z „autorytarnymi reżimami”, podczas gdy dzieje Stanów Zjednoczonych od zakończenia II wojny światowej obfitują w przykłady wsparcia USA dla autorytarnych reżimów, chociażby w Ameryce Południowej, w celu realizacji za ich pośrednictwem własnych interesów bez oglądania się na liczbę ofiar.
Zdyskredytować władze, opłacić opozycję
Bashar al- Asad jest, o czym politycy i media zdają się zapominać, prezydentem prawomocnie wybranym przez syryjski naród i ogromna część tego narodu nadal go popiera. Te same państwa, które naciskają na ustąpienie al-Asada, finansują i uzbrajają tych, których nazywają opozycją. Ta ostatnia przekształciła się w zbrojne ugrupowania stosujące terror, zabijające niewinnych obywateli, stróżów prawa i żołnierzy, dokonujące napadów na instytucje państwowe i zamykające główne drogi i magistrale. ONZ twierdzi, że siły zbrojne Syrii zabiły 9 tys. osób, podczas tłumienia zamieszek. Syria natomiast oskarża o eskalację przemocy wspieranych przez Zachód islamistycznych bojowników, którzy mają na sumieniu ponad 2600 syryjskich żołnierzy i stróżów prawa.
Syryjska opozycja działa zatem wbrew zaleceniom Organizacji Narodów Zjednoczonych, żądającej, aby strony zaprzestały działań bojowych i zasiadły do rozmów. Wniosek nasuwa się sam – Zachodowi wcale nie zależy na stabilizacji, ale na destabilizacji regionu. Stanom Zjednoczonym tym bardziej zależy na osłabieniu Syrii, że była ona jedynym państwem przeciwstawiającym się polityce USA na Bliskim Wschodzie. Przypomnijmy, że w 2006 roku, w czasie napaści Izraela na południe Libanu, Syria zdecydowała, że będzie współpracować jedynie z ruchem oporu. Dlatego też Stanom Zjednoczonym nie udało się wtedy zrealizować planu „Większego Bliskiego Wschodu”. Z kolei dwa lata później, w 2008 roku, kiedy Izrael dokonał ataku na Strefę Gazy, Syria podjęła decyzję o udzieleniu wsparcia organizacji Hamas. Działania te dały Waszyngtonowi asumpt do rozwiązania problemu w zupełnie inny sposób, przez rozbicie wewnętrzne państwa syryjskiego.
Pozory mylą
Środki masowego przekazu informują o gwałtach dokonywanych na narodzie syryjskim przez rządzący krajem „reżim”. Tymczasem rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej skomplikowana niż się to przedstawia. Mordów dokonuje bowiem również tzw. opozycja, ale o tym zachodnie media milczą. Najlepszym przykładem jest masakra w syryjskim mieście Al-Hula, o którą oskarżono rząd w Damaszku. Tymczasem stanowisko władz syryjskich w tej kwestii było jednoznaczne. W zaprezentowanym 28 maja oświadczeniu rzecznik syryjskiego MSZ Dżihad Makdisi zaprzeczył informacjom podawanym przez opozycjonistów, a rozpowszechnianym przez światowe media, o tym, że w rejonie Al-Hula 25 maja wieczorem znalazła się należąca do wojsk syryjskich broń pancerna. Zaprzeczył również podawanym przez opozycję informacjom, że śmierć cywili nastąpiła w wyniku ran spowodowanych odłamkami, które można przypisać ostrzałowi z broni artyleryjskiej lub czołgów. Podkreślił, że w większości materiałów rozpowszechnianych przez rebeliantów widać ludzi mordowanych przy pomocy noży oraz broni automatycznej. Syryjskie władze szczególną uwagę zwróciły na morderstwa dokonywane z użyciem broni białej, będące „znakiem rozpoznawczym” przenikających do Syrii, a wspieranych przez Zachód radykalnych islamistów. - Mordowanie za pomocą noży jest charakterystyczne dla islamskich grup terrorystycznych [...]. Ani jeden czołg nie stacjonował w okręgu [Hula przyp. red.], armia syryjska prowadzi tylko działania obronne, reagując odpowiednio na działania opozycji – poinformował rzecznik syryjskiego MSZ. Opinii światowej umknął również fakt, iż syryjscy „rewolucjoniści” mają, co do czego sami pośrednio się przyznają, powiązania z Al-Kaidą. Żadne media i żaden polityk nie zwrócił uwagi na to, pod czyją kontrolą znajdowała się Al-Hula w momencie dokonania w niej masakry. Tymczasem bojownicy Wolnej Armii Syryjskiej otwarcie piszą na swoich stronach internetowych, że w piątek 25 maja syryjska armia nie kontrolowała Al-Huli. Jednocześnie po dokonaniu masakry Wolna Armia Syryjska ogłosiła zerwanie rozejmu z rządem i „śmierć głupiego planu pokojowego Kofiego Annana”, a także wezwała do atakowania wojsk syryjskich.
W masakrze w Al-Hula zginęło w sumie 108 osób, w tym 49 dzieci i 34 kobiety.
III wojna światowa
Do roku 2013 możliwy jest wybuch III wojny światowej – ocenił sytuację jeden z najzdolniejszych analityków banku Goldman Sachs Charles Nenner, według którego wojna światowa ma być strategią USA na przezwyciężenie trwającego kryzysu gospodarczego. Zdaniem niektórych doradców Białego Domu jest ona jedynym sposobem na to, aby wszystko zmienić w krótkim czasie. Należy się obawiać, że jednak nie tylko. To również sposób na uzyskanie wpływów w, jak to określił Zbigniew Brzeziński, „Azjatyckich Bałkanach” czyli Kazachstanie, Kirgistanie, Tadżykistanie, Uzbekistanie, Turkmenistanie, Azerbejdżanie, Armenii, Gruzji i Afganistanie – krajach posiadających bogate surowce naturalne, w tym również złoto. Do tego bowiem zmierza projekt „Większego Bliskiego Wschodu”. Rzecz jasna amerykańskim planom skutecznie sprzeciwia się Rosja, wspierająca Syrię i Iran, trudno jednak przewidzieć, w którym momencie owo wsparcie przerodzi się w zbrojną interwencję.
Obecnie opinii publicznej wmawia się, iż na Bliskim Wschodzie istnieją dwa typy reżimów (za wyjątkiem Izraela, który przez Stany Zjednoczone i massmedia okrzyknięty został państwem demokratycznym): sponsorzy terroryzmu (Afganistan, Algieria, Iran, Irak, Libia, Syria i Jemen) oraz umiarkowane dyktatury (Egipt, Jordania, Maroko, Arabia Saudyjska i Tunezja). We wszystkich tych krajach USA za pośrednictwem CIA, a nawet w przypadku niektórych również wojsk, prowadzi działania destabilizacyjne w celu zainstalowania globalnej ideologii totalitarnej zwanej neoliberalizmem. Zachód wybiela zatem partie i organizacje, które optują za promocją neoliberalizmu, prywatyzacją, deregulacją, kontrolą związków zawodowych, redukcją dobrobytu społecznego, eliminacją podatków dla potężnych zachodnich koncernów oraz wolnym dostępem do rynków. Gdyby Amerykanom rzeczywiście zależało na wprowadzaniu w tych krajach demokracji na wzór zachodni, promowaliby kontrolę tych państw nad własnymi zasobami naturalnymi, w szczególności ropą, prowadzenie narodowej polityki ekonomicznej, niezależnej od wpływów z zewnątrz oraz sprzeciw wobec zakusów Międzynarodowego Funduszu Walutowego i kręgów ponadnarodowej finansjery. Tymczasem nic takiego się nie dzieje, a wręcz przeciwnie, wydaje się, że prawdziwa demokracja stanęłaby na przeszkodzie w realizacji izraelsko-amerykańskich planów. Dlatego też jako jedyne możliwe rozwiązanie promuje się wprowadzenie we wspomnianych państwach takiej formy rządów, która sprzyjałaby interesom nienasyconej zachodniej finansjery.
***
Według byłego pracownika amerykańskiego Federalnego Biura Śledczego (FBI) Sibela Edmondsa Waszyngton i jego partnerzy w NATO posiadają w tureckiej bazie sił powietrznych w Incirlik tajny obóz szkoleniowy. W kwietniu tego roku zaczęto w nim organizować i szkolić syryjskich dysydentów. Edmonds twierdzi, że siły Paktu Północnoatlantyckiego szkolą także tureckie wojsko w celu ewentualnego ataku na Syrię. Co ciekawe Turcja, która konsekwentnie realizuje politykę Stanów Zjednoczonych, będzie jedną z pierwszych jej ofiar, gdyż nakreślony przy udziale Zbigniewa Brzezińskiego w 1987 r. plan mówił o konieczności ponownego podziału państw świata islamskiego, w pierwszej kolejności zaś Turcji, Arabii Saudyjskiej, Pakistanu, Iraku i innych. Podział ten właśnie się dokonuje, natomiast postawa rządu w Turcji stanowi nic innego jak tylko dążenie do samozagłady.
Anna Wiejak, przewodnicząca Oddziału Polonijnego Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy
Artykuł ukazał się w 24 numerze tygodnika „Nasza Polska”